Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

CHUUK - Wraki, historia, rajska wyspa...
Pionierskie kierunki zawsze cechuje pewna doza obaw. „Czy wszystko przewidzieliśmy?”, „Czy napewno mamy czas na transfery lotniskowe?”, „Czy poradzimy sobie w razie wyzwań?”.
Standardowe myśli krążące po głowie każdego organizatora wyjazdów w nowe, mało rozpoznane miejsca.
Wszystkie sprawy organizacyjne wyjazdu, do tej pory dość banalne i oczywiste zaczęły w mojej głowie wirować i wciągały do tego tańca kolejne i kolejne budując niepokój. Pełny wachlarz emocji przewijał się z każdym kolejnym dniem zbliżającym grupę do rozpoczęcia wyprawy.
A to wszystko w związku z tym, że ponownie Nautica Travel wraz z Mniejszym Błękitem podjęła się przekraczania kolejnych kręgów „niedostępności”.
Niektórzy bez wahania mówili, że to słaby pomysł, sięgając wskazującym palcem środka czoła.
Na przekór wszystkim, postanowiliśmy! – kolejne miejsce do odkrycia przez nurków Adaptive na naszej „mapie marzeń” to Mikronezja i Laguna Chuuk.


Już ponad dwa tygodnie od powrotu do Polski – Czy było łatwo? Czy to miejsce nadaje się do nurkowania Adaptive? Spróbuję odpowiedzieć na te pytania krótką historią naszej wizyty na końcu świata.
Weno to maleńka, wyspa na Pacyfiku. Kilkanaście okolicznych wysepek buduje lagunę nazywaną Chuuk. To idealnie strategicznie miejsce wybrało Cesarstwo Japonii na bazę wojskowej floty w okresie drugiej wojny światowej. Tutaj pod osłoną wysepek, na płytszej wodzie mogły stacjonować jednostki: transportowe, przeznaczone do naprawy, czy zatrzymane do czasu napłynięcia kolejnych rozkazów.
Daleko od Japonii ale idealne geograficznie miejsce do utrzymania przewagi podczas ataków na okoliczne wyspy i walkę z Amerykanami o terytorium.
Sympatycy historii Drugiej Wojny Światowej wiedzą, że Amerykanie podczas operacji Hailstone w lutym 1944r. zaatakowali bazę Japońską na Truk. Na skutek zaskoczenia obrona była na tyle słaba, że w ciągu dwóch dni zatopiono ponad 40 okrętów.
Wraki te były głównym celem naszej wyprawy.
Wyspa przywitała nas pełnią słońca i uśmiechami Trukańczyków.
Po wyjściu na płytę lotniska ruchomą platformą, przypominającą rękaw, owiał nas gorący jakże przyjemny wiaterek. Pobliska zabudowa, przypominająca barak z doklejonymi korytarzami niczym nie przypomina lotniska.
Po krótkiej odprawie celnej przechodzimy do hali gdzie po chwili przez kotarę w ścianie wrzucane są na półkę nasze walizki.
Czeka nas jeszcze krótka przejażdżka do resortu. Właśnie przekonaliśmy się, że na wyspie czas biegnie swoją ścieżką i napewno nikomu nie będzie się tłumaczył ze swoich anomalii. Trukańskie 5 min zamieniło się w 20 min. A przejazd do resortu z 15 na 30. Nic dziwnego, droga była tak dziurawa że nasz van jechał ze średnią prędkością 7 km/h.
Miało to i swoje dobre strony, mogliśmy z zaciekawieniem chłonąć obrazy zza okna. Dość osobliwe konstrukcje z najprzeróżniejszych materiałów, które służyły za domy czy sklepy. Wszędzie dzieci, bawiące się w porośniętych chaszczami rowach, ganiające prosiaczki, czy spokojnie skubiące trawę kurczaki. A do tego wszechobecne porzucone samochody jako „dawcy organów” porośnięte zachwycającą roślinnością.
Dotarliśmy do Blue Lagoon Resort.
Widoki z tarasu koją cierpienia bardzo długiej podróży a okoliczne spowolnienie udziela się wszystkim. Jesteśmy na rajskiej wyspie bez dwóch zdań.
Dopełnieniem szczęścia było pyszne jedzenie na kolację. Wieczorne sprawdzenie czy wszyscy mają odpowiednio skonfigurowany sprzęt, czy wszystko napewno na kolejny dzień ustalone i zasłużony regeneracyjny sen.


Dla tych którzy lubią wraki i interesują się odrobine historią II wojny światowej – jest to zdecydowanie miejsce warte tej długiej podróży.
Liczba wraków i stan w jakim się zachowały jest imponujacy.
To nie są proste nurkowania.
Aby można było zobaczyć tutaj coś więcej niż tylko pokład z góry – wymagają doświadczenia elastyczności, znajomości podstaw nurkowań nitroxowych i przygotowania fizycznego.
Przez kolejne dni zwiedzamy te majestatyczne kolosy zatopione przez bomby i torpedy.
W ładowniach nadal leżą pociski, części samolotów, działa przeciwlotnicze i broń maszynowa.
Jedne z okrętów przewoziły samoloty Zero inne zawierają nadal medykamenty.
Wszędzie można zobaczyć jak wyglądały japońskie czajniki, talerze, miski, dzbanki. Na pokładach stoją wyciągnięte z czarnych czeluści: telefony, lampy, pojemniki, butelki.
Przepięknie porośnięte koralowcami konstrukcje zapewniają życie wielu morskim organizmom.
Po oglądaniu zawartości ładowni cieszą oko bajkowe ogrody koralowe, ławice ryb, żółwie i ślimaki nagoskrzelne.
Zwiedziliśmy najpopularniejsze wraki: bajeczna Fujikawa Maru, zaglądaliśmy do ładowni Sankisan Maru i Kiyosumi Maru.
Olbrzymie wrażenie zrobił na nas wrak Heian Maru – mogliśmy się poczuć jak największy odkrywca – Jacques Cousteau gdy po raz pierwszy w 1970r. opublikowano jego film z nurkowania na tym największym wraku Laguny.



Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem. Emocjonujące chwile podwodne przenoszą się na dyskusje przy kolacji i wieczorne wertowanie książek i albumów Laguny Chuuk.
Dla miłośników historii jest to wspaniałe podwodne muzeum, a Ci nie do końca przekonani – pokochali wrakowe nurkowania i dzięki dokładnym opisom mogą rozpoznać artefakty pod wodą.
A nie jest to prosta sztuka – przez ponad 80 lat koralowce opanowały każdy centymetr wraku. Do tego stopnia, że czasem trudno rozpoznać działo czy czołg.
Nurkowania należą do tych głębokich, więc czas pod wodą nieubłaganie ucieka a tyle jeszcze chciałoby się obejrzeć.
Jednak aby nabrać sił i zadbać o zmniejszenie ryzyka zachorowania na chorobę dekompresyjną – dzień na wycieczkę i relaks pod palmami będzie nam bardzo potrzebny.
Zaplanowaliśmy więc dzień wolnego na zwiedzenie wyspy.
Obejrzeliśmy byłe centrum łączności japońskiej floty – aktualnie znajduje się tam jedna z lepszych szkół w całej Mikronezji – Xavier High School.
Chłonęliśmy klimat wyspy, na każdym kroku przyjazne spojrzenia, kolorowe sukienki mumu i zaciekawione dzieciaki.




Kolejne dni spędziliśmy na podwodnym zwiedzaniu kolejnych Maru. Przewodnicy przekonali się, że Ekipa jest zaawansowana jeżeli chodzi o nurkowania więc coraz śmielej zaglądaliśmy w trzewia wraków.
Ostatni dzień spędziliśmy ponownie na malowniczym Fujikawa Maru aby jeszcze raz dokładnie pozaglądać w jeszcze nie odwiedzane zakamarki. Na koniec bombowce leżące na płyciźnie były wdzięcznym tematem dla fotografów podwodnych.
Spędziliśmy na końcu świata 10 dni. Niby dostosowane miejsce, gdyż budując obiekt pomyślano o podjazdach i utwardzeniach, ale teren był wymagający. To nie jest łatwe miejsce dla osób poruszających się na wózkach. Jednak po raz kolejny specjaliści z Nautica Travel i Mniejszego Błękitu pokazali, że nie ma dla nas miejsc nie do zdobycia. Lokalni przewodnicy, zespół bazy nurkowej byli bardzo pomocni – dzięki nim wszystko stało się prostsze. Mamy nadzieję, że obserwowali dobrze i słuchali naszych podpowiedzi i wniosków, a dzięki temu może kiedyś wprowadzą zmiany aby każdy wielbiciel wrakowych nurkowań mógł spokojnie przygotować się do nurkowania.
Miasto Weno – to morskie centrum logistyczne i lotnisko oraz kilka sklepów. Nie ma tu zbyt dużo do zwiedzania lecz widoki na lagunę ze wzgórza i przepiękny kolor wody każdego relaksują.





Kolejny raz niemożliwe stało się możliwe. Kolejny raz wyprawa zakończyła się sukcesem – to jest miejsce do którego jeszcze z ogromną radością powrócimy.